2 maja 2015

II : Małe dowody miłości


Siedzę w fotelu. Na moich kolanach leży książka. Ja jednak wyglądam przez okno, przyglądając się ludziom kręcącym się na ulicy. Jest ciepły, słoneczny dzień, idealny na spacery. Widzę kobietę, która idzie chodnikiem. Kilka kroków przed nią, zajęta w swoim własnym świecie, kroczy mała dziewczynka. W ręku trzyma dmuchawiec i bezskutecznie stara się ochronić go od wiatru, który co i rusz zdmuchuje z niego pyłki. Z oczu dziewczynki zaczynają płynąć łzy, gdy w jej dłoni zostaje naga roślinka. Już sekundę później tuli się do matczynej piersi, kojona cichymi słowami pociechy. Oto dziecko, które poznało smak ulotności tego świata.
Nic nie trwa wiecznie. Im wcześniej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas. Nie ma sensu  przywiązywać się do niczego. Jedyne co nam później zostanie to płacz i rozdarte serce. Nie zawsze mamy jednak komu się wypłakać na nasz straszliwy los. Ta dziewczynka ma szczęście, że jeszcze kogoś takiego ma. Matka będzie z nią zawsze, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie. Miłość matki, ta, która nigdy nie zniknie, jedyna prawdziwa na tym świecie. Ale co dostanie w zamian? Czy dziewczynka będzie później pamiętała takie rzeczy? Małe dowody bezgranicznej miłości. Czy odwzajemni się tym samym? Czy będzie pamiętała, że kiedyś, dawno temu, matka osłodziła jej tę chwilę rozpaczy, gdy poznała mały kawałek okrutnego życia? Zapewne nie.
Słyszę pukanie, a po nim, gdy wciąż milczę, ciche skrzypienie drzwi.  
- Obiad gotowy DeeAnne.
Nie ruszam się. Nie wydaję żadnego dźwięku. Ciche westchnienie poprzedza zamknięcie drzwi. Znów wyglądam przez okno. Po płaczu nie ma już śladu. Dziewczynka uśmiecha się rozczulająco, tak jak potrafią to tylko małe dzieci. W ręku trzyma już nowego dmuchawca. Kilka chwil później obie z mamą znikają za rogiem. Dopiero wtedy postanawiam wstać. Nie śpieszy mi się. Kiedy pojawiam się w kuchni, obiad stoi już na stole. Spaghetti – no tak, czego innego mogłam się spodziewać? Nie ma to jak danie ze słoika. Siadam naprzeciwko ojca i biorę w dłoń widelec. Gmeram w talerzu bez wyraźnego entuzjazmu, może ze dwa - trzy razy jedzenie rzeczywiście ląduje w moich ustach. Natychmiast muszę je popić dużą ilością herbaty.
- Nie miałem czasu, żeby przygotować coś wykwintniejszego. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
Wzruszam ramionami. Obiad z puszki to akurat najmniejszy z twoich problemów, pojawia się w mojej głowie.
- Jest nawet niezłe jak na danie na szybko, co myślisz?
Kiwam głową bez przekonania. Widać mój brak zainteresowania rozmową zniechęcił go, bo umilkł i zajął się swoim jedzeniem. Kolejne minuty mijają, a ja wciąż gmeram w talerzu, przekładając jedzenie z jednej strony na drugą. Kiedy dostrzegam, że ojciec skończył, odkładam nareszcie widelec. Teraz mogę wrócić do swojego pokoju i zapomnieć o istnieniu całego świata. Zbieram się już do wyjścia, gdy głos ojca zatrzymuje mnie.
- Pomożesz mi pozbierać talerze?
Zatrzymuję się w pół kroku. Obracam głowę. Stoi przy stole. W jednej dłoni trzyma naczynie,  patrząc się na mnie wyczekująco. Nie wiem co mną kieruje, ale odwracam się i wracam do stołu i razem zabieramy się za sprzątanie.
- Ładny dzisiaj dzień – zaczyna po chwili.
Dawna ja ma chyba dzisiaj lepszy dzień, bo mam ochotę parsknąć śmiechem – uparty jest, trzeba mu przyznać, że nie poddaje się łatwo. Kiwam jednak głową.
- Może powinnaś się przejść? Za rogiem jest park. Sporo kręci się tam twoich rówieśników. Kto wie, może poznałabyś kogoś?
Wzruszam ramionami. Nie bardzo interesuje mnie zawieranie znajomości. Nigdy nie miałam koleżanek. Odkąd pamiętam byłam tylko ja i mama. Zawsze we dwie. Nie chodziłam do szkoły. Mama uczyła mnie w domu. Dzięki temu już jako piętnastolatka zakończyłam swoją edukację.  
- Czy zamierzasz się do mnie kiedykolwiek odezwać?
Wciąż uparcie milczę.
- DeeAnne, wiem, że przeżywasz teraz ciężkie chwilę. Rozumiem cię. Może…. Może potrzebujesz pomocy? Jestem pewien, że psycholog albo psychiatra byłby w stanie ci pomóc uporać się z twoją stratą. Jeżeli chcesz mogę się zainteresować i poszukam kogoś odpowiedniego.
- Naprawdę? Jakoś do tej pory mało się interesowałeś czymkolwiek – wyrywa mi się.
Widzę jak nieruchomieje. Nawet ja usłyszałam tą oskarżycielską nutę, zanim zdążyłam zapanować nad swoim głosem.
- To nie było tak jak myślisz, DeeAnne – mówi w końcu cicho.
Stawiam talerze mocniej niż zamierzałam. Odwracam się.
- Było dokładnie tak jak sobie myślę! Zostawiłeś nas – celuję w niego oskarżycielsko palec. – Nie obchodziło cię nic. Nic! Ani mama, ani ja. Ważna była tylko twoja pieprzona praca. Przez trzynaście lat nie odezwałeś się ani razu. Ani jednego, cholernego razu! Żadnej kartki na święta, żadnych życzeń na urodziny! Miałeś w dupie co się z nami dzieje. Co się ZE MNĄ dzieje!
- DeeAnne. Posłuchaj…
- Nie, ty posłuchaj. Było nam z mamą dobrze. Wiedziałyśmy, że możemy liczyć tylko na sobie. Że wszystko co robimy zawdzięczamy własnej pracy. Skoro nie interesowałeś się wtedy, nie masz prawa udawać, że interesujesz się teraz. Nie masz do mnie żadnego cholernego prawa.
Z tymi słowami wybiegam z kuchni. Za sobą słyszę jego gniewne nawoływania. Otwieram drzwi frontowe i wybiegam na dwór. Jak on śmie tak mnie traktować? Nie było go nigdy, a teraz rości sobie jakieś niewiadomo jakie prawo do rozkazywania mi. Z ceł siły popycham furtkę. I jeszcze śmie wkurzać się na mnie, jakby to wszystko była moja wina. Czy kiedykolwiek zainteresował się czymkolwiek. Dzwonił? Pytał jak się czuję? Co on o mnie w ogóle wie? Nic! Absolutnie nic! A dlaczego? Bo nigdy nie miał ochoty zainteresować się, co dzieje się z jego jedynym dzieckiem. Zawsze wszystko było ważniejsze. To przecież obcy człowiek.
Kiedy słyszę ryk klaksonu jest już za późno. Czuję uderzenie, które popycha mnie kilkanaście metrów dalej i ogromny ból, gdy padam na twardy asfalt. Ostatnie co pamiętam to przerażony krzyk ojca. Potem pochłania mnie ciemność i nie czuję już nic.

***
Jest, kolejny rozdział, niemal zgodnie z czasem! Wczoraj coś mi internet szwankował i nie mogłam go w ogóle opublikować stąd poślizg. Ale jestem z siebie ogromnie dumna. Wiem, wiem, jeszcze powodów do dumy nie ma, skoro to dopiero drugi rozdział. Ale już samo to, że niemal zmieściłam się w przez siebie wyznaczonym czasie jest dla mnie ogromnym sukcesem :) Muszę się też pochwalić, że rozpisałam już sobie szczegółowo całą historię. Wcześniej był to jedynie ogólny zarys, teraz jest bardziej dopracowany. Pewne szczegóły zapewne się zmienią, znam siebie na tyle, że jest to niemal stuprocentowa pewność. Już teraz nieco zmieniłam. Ogólnie rozdział miał być dłuższy, ale zdecydowałam się na zostawienie go zupełnie realnym. Właściwa akcja zacznie się od następnego rozdziału. Aaaa! Już nie mogę się doczekać. Chyba już to mówiłam, ale publikowanie każdego rozdziału to dla mnie strasznie ekscytujące przeżycie. Chyba w żadnym innym tak nie miałam, a w każdym razie nie pamiętam. Jestem właśnie w trakcie pisania do was wszystkiego co mi jęzor na ślinę, tfu... ślina na jęzor przyniesie. Adrenalina niemal jak przy pytaniu na polskim, tyle, że akurat to uczucie jest miłe. Żebyście teraz widzieli jak mi serducho bije, niemal wstrzymuje oddech. Ale jazda xD Dobra, znów się rozpisałam. A tak jeszcze mi się przypomniało, że w zakładce Polecane Blogi przybyły pierwsze pozycje. Moje ostatnie odkrycia. Polecam je bardzo gorąco ;) 
A tak poza tym, jak spędzacie długi weekend? Wyjechaliście gdzieś, czy siedzicie w domach? Maturzyści, trzymam za was kciuki, oby matura poszła wam dobrze :) Pozdrawiam was cieplutko, wasza Odi. :) 

6 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu drugiego rozdziału jestem jeszcze bardziej zaintrygowana.
    "Oto dziecko, które poznało smak ulotności tego świata." - bardzo mi się to spodobało. Osobiście nie jestem tak negatywnie nastawiona, ale miałam taki okres, że byłam i świetnie to rozumiem.
    " Kiedy zostaje naga roślinka" - szyk się pomieszał trochę :D
    Ciekawe co też takiego się stanie głównej bohaterce po wypadku.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się rozpalić twoją ciekawość :) Mam nadzieję, że uda mi się zaspokoić ją już wkrótce.
      Dzięki za wytknięcie błędu, zaraz lecę go poprawić ;) W zasadzie to rozdział poszedł nieco "na żywioł", byłam tak podekscytowana przy publikacji, że widać umknęło mi to przy czytaniu. I pewnie nie to jedno.
      Dziękuję i pozdrawiam, Odi :)

      Usuń
  2. No już wiem jak ma na imię główna bohaterka, śliczne imię, bardzo ogyginalne. Jak pisała koleżanka wyżej nie będę już cytować, ale też spodobał mi się tamten fragmencik. Zakochałąm się w Twoim stylu pisania. Gdzieś tam znalazłąm dwie literówki xD ale mi też się zdarzają ;p Ogólnie to bradzo fajny rozdział, choć czekałąm na więcej akcji, no ale już mam jaśniejszy obraz sytuacji. Pozdrawiam ~Miyu

    OdpowiedzUsuń
  3. Okey, zacznijmy od początku. Cześć, znalażłam twojego bloga na spisie-opowieści, jako tako jego opis mnie zainteresował, więc wpadłam sprawdzić co ciekawego tutaj się wyczynia. Skłamałabym, gdybym napisała, że od samego początku wszystko mi się podobało. Nie. Mam paskudną awersję do narracji pierwszoosobowej i bohaterek, które w na samym początku opowiadania zajmują się przede wszystkim schodzeniem na śniadanie. To trąci takim sztampowym marysuizmem. Brakuje mi też bardziej sensownych opisów, to znaczy... Scena snu na pustyni była świetna. Bardzo plastyczna, przyjemna do przeczytania, ale poza tym brakuje mi zwykłego opisania co jak wygląda. Mamy ojca bohaterki - nie wiadomo jak go sobie wyobrazić, mamy bohaterkę - nie wiadomo jak ją sobie wyobrazić, mamy jakąś kuchnię - nie wiadomo jak ją sobie wyobrazić. Poza tym piszesz bardzo krótkie zdania, przez które cała narracja przy czytaniu wydaje się być zwyczajnie przerywana i niespójna.
    Jednakże! Bardzo dobrze stosujesz oniryzm, który rekompensuje te niedociągnięcia i pasuje do tematyki opowiadania. Dla mnie to ogromny plus, którybez dwóch zdań zachęca do niecierpliwego czekania na zawiązanie się akcji.
    loonyflair.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę dopiero teraz, bo musiałam nieco... przetrawić Twój komentarz. Niby mówi się, że krytyka mile widziana, że pomocna i tak dalej, ale jeżeli już do niej dojdzie to ciężko ją przełknąć ;) Faktem jest, że opinia mnie z początku zdołowała. Potem nieco się z nią oswoiłam i zaczęłam patrzeć na rozdziały pod tym kątem.... i muszę Ci przyznać częściowo rację. Faktycznie nie ma ani jednego opisu jak wygląda Dee czy jej ojciec. Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłam, zważywszy na to, że zwykle już niemal na samym początku opisuję wygląd głównej bohaterki. Dlatego nie rozumiem dlaczego tak postąpiłam (wydaje mi się, że skupiłam się na innych rzeczach) ani dlaczego nie zwróciłam na to uwagi czytając ponownie rozdziały (prawdopodobnie, ponieważ osobiście dokładnie wiem jak wygląda każdy z bohaterów). Co do narracji - do tej historii pasowała mi bardziej pierwszoosobowa, w większości wypadków piszę w 3 os.
      Jeżeli mogę powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie - w III i IV rozdziale są opisy co jak wygląda. Mamy opis ludzi, pomieszczeń - także nie jestem kompletnie stracona xD
      W weekend, ponieważ nie wiem, czy w tygodniu znajdę czas, postaram się poprawić dotychczasowe rozdziały.
      Troszeczkę się rozpisałam. Brzmi to nieco jak tłumaczenia winnego i może w istocie tak jest xD
      W każdym razie dziękuje za szczerą opinię. Naprawdę doceniam, że poświęciłaś swój czas na zajrzenie tutaj i mam nadzieję, że nie zniechęcę Cię do dalszego czytania, a przyszłe rozdziały nie przyniosą rozczarowania.
      Pozdrawiam, Odi.

      Usuń
  4. Hej, spóźniona Maarit powraca :D
    Kurde, no rewelacja *.*
    Już na sam początek akcja się rozwija.
    Bardzo podobała mi się refleksja na początku rozdziału.
    Lubię takie rzeczy w opowiadaniach, bo nie dość, że lepiej poznajemy bohaterkę, to tak naprawdę też i autora. Bo najczęściej te przemyślenia to nasze własne i to mi się podoba ;)
    Dziewczyna ma rację, nie warto się za bardzo czy za szybko do czegoś przywiązywać, bo gdy to utracimy, to zazwyczaj wiążą się z tym bolesne konsekwencje.
    Dzieciństwo - to czas gdzie większość z nas jest nieświadoma tego co czeka nas za jakiś czas. Żyjemy chwilą, cieszymy się z małych rzeczy, a słowo "problemy" dla nas nie istnieje. Ale gdy przekraczamy pewną barierę, ten czas pryska...
    Trochę to smutne, że nasza bohaterka ma tak kiepski kontakt z ojcem. Ale z drugiej strony ją rozumiem. Straciła tak bliską osobę, jaką jest jej matka. Tak naprawdę jedyną bratnią duszę. To tak, jakby wraz z odejściem matki odeszła część jej. A teraz musi żyć z ojcem, który przez większość jej życia w ogóle się nią nie interesował. To wiadome, że życie z nim teraz jest trudne, a relacje prawie niemożliwe. Bo kieruje nią nienawiść do ojca i tak naprawdę jest jej obcy. Ale myślę, że mimo wszystko ją kocha i stara się naprawić swój błąd.
    Nie spodziewałam się tego wypadku.
    Zaskoczyłaś mnie :)
    Jestem ciekawa co dalej, więc idę czytać ;)

    OdpowiedzUsuń