1 lipca 2015

V : "Coś jest nie tak"

Przez całą drogę Cara nie odzywa się do mnie ani słowem, a ja także nie zaczynam rozmowy, czekając aż znajdziemy się w bardziej ustronnym miejscu. Przez głowę wciąż przemykają mi sceny z minionego spotkania, gdy Cara wprowadza mnie do pomieszczenia, które ma być moim pokojem okazuje się ono identyczne jak to w którym się obudziłam.
Każdy wygląda tak samo wyjaśnia Cara, gdy zauważa moje zdumienie. Możesz tu zrobić co zechcesz.
Otwieram szeroko oczy ze zdumienia.
Mogę wyśnić swój pokój? pytam dla upewnienia. Dziewczyna kiwa głową, a widząc moje podekscytowanie nie może się powstrzymać i parska śmiechem.
Wyglądasz jak mały szczeniak, który właśnie dowiedział się, że może pogryźć wszystkie buty w domu rzuca.
Uśmiecham się w odpowiedzi na takie porównanie.
A gdzie jest twój pokój pytam.
Tuż obok, na przeciwko, pierwsze po lewej kiwa głową w stronę drzwi. Muszę na razie iść. Gdybyś czegoś potrzebowała, zwróć się do Grimma albo Bei. Zobaczymy się później.
Zanim zdążę coś powiedzieć, cmoka mnie w policzek i wychodzi. Gdy wychodzę za nią na korytarz, widzę jej sylwetkę znikającą w pierwszych drzwiach po lewej na przeciwko. Przygryzam wargę. Chciałam ją trochę powypytywać, ale w tej sytuacji nie mam jak. Skoro musi coś zrobić, nie mogę jej przeszkadzać, a z pewnością nadarzy się jeszcze niejedna okazja.
Wracam do siebie. Delikatnie zamykam drzwi, odwracam się i opieram o nie. Nie mogę się powstrzymać i szeroki uśmiech znów wypływa na moje wargi, gdy lustruje pokój. Już raz mój sen się udał, teraz pora znów spróbować. Powoli podchodzę i staję na środku pokoju. Zamykam oczy, zwalniam oddech; jestem tak podekscytowana, że zabiera mi to o wiele dłużej czasu. Wreszcie udaje mi się uspokoić. Z ciemności wyjawia się mgła, która po chwili rozrzedza się i ukazuje mój pokój – stoję w tym samym miejscu, co w rzeczywistości. Wszystko jest niezwykle wyraźne i tak namacalne, że nie umiałabym rozróżnić czy to jawa, czy sen. Skupiam umysł na swoim zadaniu. Najpierw mój wzrok pada na łóżko. Po chwili leży na nim mnóstwo kolorowych poduszek, każda w innym kolorze, i czerwona narzuta. Uśmiecham się – to takie proste. Znikają kolumienki i baldachim, biały lakier zastępuje jasnobrązowe drewno, pojawia się rzeźbiony zagłówek z jasnoróżowymi różyczkami, takimi jak na komodzie, teraz również jasnobrązowej. Ściany zmianiają kolor na brzoskwiniowy, pojawia się drewniana podłoga i ogromny, miękki dywan w orientalne wzory, który leży na samym środku. Znika toaletka, a na jej miejscu stoi teraz biurko, przy nim fotel spod okna. Przy biblioteczce zastępuje go szezlong – zawsze chciałam mieć coś takiego. Jednyna rzecz, która zostaje bez zmian to okno. Ogromne, zajmujące całą ścianę, z widokiem na ogrody. Zaraz jednak wpada mi pewna myśl do głowy. Po chwili, okno rozdziela się na dwie części, a po środku pojawiają się szklane, dwuskrzydłowe drzwi. Podchodzę do nich i otwieram. Kiedy patrzę w dół, widzę tylko ziemię pod stopami. Instynkt każe mi wysunąć nogę, a kiedy ta opada, natrafia na gładki kamień. Tam gdzie staję, pojawia się kolejna jego część, która tworzy mój osobisty taras. Gdy się zatrzymuję, w górę strzela coś przypominającego pnącza lub grube nici, które łączą się i spajają, formując balustradę.
Gdy otwieram oczy – okazuję się, że stoję na balkonie. Nie umiem powstrzymać uśmiechu.
*
Kolejne dni lecą leniwie. Większość czasu spędzam w ogrodach, spacerując i oglądając je, czasami sama, czasami z Carą jako towarzyszką. Dopiero teraz widzę, jak wielka jest posiadłość. Któregoś dnia, dotarłyśmy aż do muru. Było już ciemnawo, na niebie pokazywały się pierwsze gwiazdy – były inne niż te które znałam. Wielkie, jasne, miało się wrażenie, że sięgając ręką w górę, można je złapać. Mur z daleka wydawał się mniejszy, tymczasem stojąc tuż pod nim, nawet zadzierając głowę do góry, nie mogłam dojrzeć końca. Zapytałam Carę, co jest za nim.
— Coś, czego nie chcemy aby przekroczyło mur — to była jedyna odpowiedź, jaką dostałam. Każde kolejne pytania zostawały bez odpowiedzi. Jedno było pewne – to co kryło się za murem, przerażało Carę.
Próbowałam dowiedzieć się czegoś z biblioteki, ale i to nic nie dało – była zaopatrzona tylko w książki, które tworzono w tamtym świecie. Z powodu braku jakichkolwiek rezultatów temat muru zszedł na dalszy plan, choć wciąż gościł gdzieś w mojej głowie. Zamiast tego oddawałam się przyjemnościom. W bibliotece co i rusz znajdowałam ciekawe książki, autorów znanych, ale także tych, których nazwisk w życiu nie słyszałam. Gdy w pewnym momencie zaczęło brakować mi otwartej przestrzeni, wyśniłam taras, który tonął w kwiatach. Mogłam robić cokolwiek chciałam i nikt mnie nie kontrolował, nie mówił co i kiedy mam robić.
Grimma i Beę widywałam rzadko – zwykle posiłki były jedyną okazją, aby przypomnieć sobie, jak wyglądają czy posłuchać ich rozmów. Mogłam też poznać ich nieco lepiej. Bea zawsze siadała u szczytu stołu, z Grimmem po swojej prawej stronie, raz ustrojona w szaty godne Kleopatry, innym razem w bogato zdobioną suknię z czasów baroku, a jeszcze innym wyglądała jak pomocnik szalonego wynalazcy – w luźnych spodniach, wygniecionej koszuli i cylindrze ozdobionym zegarami. Muszę przyznać, że jej wyobraźnia mi imponowała, ale ona sama zasługiwała jedynie na moją pobłażliwość jaką dorośli okazują w stosunku do dziecka. Jej zachowanie nieco uległo zmianie, przez co i moja niechęć do niej zmalazła. Okazało się, że jej stosunek pełen wyższości, to cecha wrodzona i nie byłam jedyną osobą do której tak się odnosiła. Nawet dla Grimma, którego wydawałoby się szanowała bardziej niż nas.
A skoro mówimy o Grimmie. To była kolejna zagadka. Wciąż miałam w pamięci jego wzrok, kiedy pojawiłam się po raz pierwszy – to jak przewiercał mnie na wylot, powodując ciarki, które wydawały się oznaczać tylko jedno – strach. Tymczasem teraz niemal zupełnie mnie ignorował. W ciągu dnia nie widywałam go wcale, często też nie przychodził na posiłki, a jeśli był nie zaszczycał mnie ani jednym spojrzeniem. Gdy o niego pytałam, Cara wzruszała tylko ramionami.
*
Obudził mnie grzmot. Gdy podskoczyłam w fotelu, książki leżące na moich kolanach pospadały na podłogę. Schyliłam się aby je podnieść i w tym momencie rozległ się błysk, który rozświetlil całą bibliotekę, i kolejny grzmot. Byłam tu już niemal dwa tygodnie i ani razu nie natrafiłam na burzę. Odłożyłam książki na stół i wyszłam na taras. Biblioteka była drugim najwyższym miejscem w pałacu, zaraz po wieży Bei, toteż był z niej najlepszy widok. Obejrzałam się wokoło. To była najdziwniejsza burza jaką widziałam. Posiadłość była wyspą pośród czarnych, ciężkich, burzowych chmur które kłębiły się poza murami. Wszystko poza nim spowijała nieprzenikniona ciemność, podobna do smoły, której nawet pioruny nie rozświetlały. Same pioruny zachowywały się dziwnie – nie uderzały w ziemię, a wszystkie, jakby z premedytacją, w mur. Miałam pewne trudności, ale w pewnym momencie zobaczyłam, że bluszcz, który oplatał mur, znika. Rozgrywający się przed moimi oczami spektakl napawał mnie przerażeniem, instynktownie czułam, że coś jest nie tak z tą burzą. W pewnej chwili, kątem oka uchwyciłam ruch z lewej strony. Obejrzałam się w tamtą stronę. W otwartych drzwiach zobaczyłam ledwie widoczną postać stojącą nieruchomo. Nikt nie wchodził na wierzę Bei oprócz niej samej, więc nie mogła to być inna osoba. Kiedy kolejny grzmot zatrząsł pałacem, szybko wróciłam do środka.
*
Następnego dnia po nocnej burzy nie było śladu. Niebo było takie jak zwykle – jasnoniebieskie, klarowne, pozbawione chmur. Resztę nocy spędziłam w najgłębszym kącie biblioteki, nie miałam odwagi wrócić do siebie. Było jeszcze bardzo wcześnie, do śniadania zostały jakieś trzy godziny, toteż postanowiłam nieco się przewietrzyć i zobaczyć, czy burza dokonała jakichś zniszczeń. W pamięci nadal miałam jej dziwne zachowanie.
Gdy wychodzę do ogrodu, nie widzę niczego co wskazywałoby, że dzisiejszej nocy rozegrał się przerażający spektakl błysków i grzmotów. Rośliny są w nienaruszonym stanie, rosnąc tak jak zawsze. Uśmiecham się, widząc to. Naprawdę lubię tu spędzać czas i nie chciałam żeby cokolwiek im się stało. Zanurzam się głębiej w ogród. Na mostku przystaję by popatrzeć na nenufary – uciekam, gdy tylko obok mnie pojawiają się ważki. Nienawidzę owadów, nawet tych potencjalnie niegroźnych. Kiedy mijają dreszcze obrzydzenia, zauważam niepokojącą rzecz. Jeden z krzewów róży jest uschnięty. Niedziwiłoby mnie to gdybyśmy byli w innym miejscu, ale tutaj, w Krainie Snów, przyroda nie podlega takim samym prawom. A może to kaprys Bei? Tylko na czym miałby polegać? To nie miało sensu. Zostawiam różę i idę dalej. Jednak z każdym moim krokiem rośnie zaniepokojenie. Im bliżej jestem muru, tym więcej uschniętych roślin widzę. To co znajduję pod murem, przerasta moje wyobrażenia. Bluszcz zniknął, tak samo rośliny w odległości dziesięciu metrów od muru. Teraz wszystko pokrywała ciemna, popękana od słońca ziemia.
Odwracam się na pięcie i biegiem puszczam się w kierunku pałacu. Muszę znaleźć Carę, musi to zobaczyć! Przebiegam mostek, nawet nie zauważając, że wszystkie owady schodzą mi z drogi. Gdy wpadam do holu, od razu kieruję się w stronę schodów, przeskakując po dwa stopnie na raz. Będąc już na ich szczycie, odwracam się... i wpadam wprost na Grimma, który szedł z naprzeciwka.
— Co do... ? — słyszę sekundę zanim z impetem uderzam w jego ciało.
Moja głowa wpada na jego brodę i eksploduje bólem. Przed oczami pojawiają mi się czarne mroczki, a świat nagle zmienia swoje położenie, wirując niczym karuzela. Łapię się za czaszkę i zaciskam oczy. Obok słyszę przekleństwo. Chyba Grimm też coś poczuł, ale co tu się dziwić – przywaliłam w niego z całą mocą. Zważywszy na jego wcześniejsze zachowanie, nie spodziewam się niczego dobrego.
— Wszystko w porządku?
Nie, to zdecydowanie nie było to czego się spodziewałam. Głos Grimma jest zaniepokojony, skłonna jestem powiedzieć, że nawet opiekuńczy, choć mam wrażenie, że słyszę w nim także tłumioną złość.
Powoli mroczki ustępują, a ja otwieram delikatnie oczy. Grimm stoi nade mną, trzymając mnie za ramię. I faktycznie wygląda na zaniepokojonego, jakby się... troszczył.
— Jest dobrze.
— Świetnie — mówi. — Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz?
Atak jest tak niespodziewany, że kulę sie pod wpływem jego agresywnego, pełnego wściekłości tonu. Jego oczy rzucają błyskawice, szczękę ma zaciśniętą.
— Ja.. ja — nie umiem nawet wydusić słowa. Przeraża mnie, jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką agresją. — Muszę zobaczyć się z Carą, to ważne — udaje mi się zebrać w sobie, by przeciwstawić się jego złości. W pewnym momencie i mnie zaczyna palić w środku. Przecież nie zrobiłam mu nic strasznego, jedynie na niego wpadłam, owszem dość mocno i boleśnie, ale to nie wystarczający powód, aby sie na mnie wyżywać. — Puść mnie!
Natychmiast to robi. W jego oczach widzę zmianę – jakby zdał sobie sprawę, że jego zachowanie było nieco przesadzone. Staje się opanowany, wręcz chłodny. Przypomina mi jego normalny stosunek do mnie – obojętność. Świetnie, czyli zmiany nastroju część druga!
— Cary nie ma — odpowiada krótko, chłodno.
— Muszę się z nią zobaczyć — ponawiam.
— Wróci za kilka godzin.
— Wtedy może być za późno. Ogrody usychają, a ta pustynia...
— Jaka pustynia? Wychodziłaś poza mur? — przerywa mi, a ja znów słyszę echo zbliżającej się złości.
— Nie! Pustynia jest w środku, pod murem. Nie widziałeś tego?
Grimm jednak nie odpowiada na moje pytanie. Przez chwilę stoi nieruchomo. W pewnym momencie odwraca się na pięcie i odchodzi. Przez chwilę stoję zamurowana, ale potem bez zastanowienia biegnę za nim. Coś jest nie tak. 
***
Coś jest nie tak. Ze mną, jeżeli mamy być precyzyjni. Tak, dałam ciała na całej linii. Powinnam raczyć was dziś siódmym rozdziałem, a mamy dopiero piąty. Brawo, Odile, przeszłaś samą siebie! Twoje obietnice odnośnie punktualności i sumienności są warte tyle, co kępka kłaków. Albo i mniej. Dlaczego nie dałam rozdziału wcześniej? Nie wiem. Koniec roku? Może 1%. Koniec roku tylko straszy poprawami, a w zasadzie nawet w LO już nic się wtedy NIEMAL nic nie robi. Mówię niemal, bo zawsze znajdzie się kilku gorliwych, którzy chcą nas na siłę uszczęśliwić. Wracając. Szablony? Tak, to chyba jeden z głównych powodów. Pod wpływem impulsu zgłosiłam się do NSO. Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem zgłoszenia się do jakiejś szablonarni – padło na tą. Tylko, że w całym tym szablonowym "uniesieniu" zaniedbałam was i inne sprawy. Więc zrezygnowałam – trochę szkoda. Może kiedyś znów spróbuję. Może. Kolejny powód odpowiedzialny się nie zmienił wiecie,  dochodzę do wniosku, że zwalanie wszystkiego na kiepską kondycję psychiczną nie jest rozwiązaniem. Powinnam spiąć dupę, przestać się wiecznie tłumaczyć i zacząć robić. Powinnam, powinnam. Zwykle tego, co powinnam albo muszę zrobić, unikam jak diabeł święconej wody. No, może przesadziłam nieco. 
No, dobra, co się stało, to się nie odstanie – dałam ciała, trudno. Przykro mi z tego powodu, przykro  mi, że was zawiodłam. Ale chciałabym wam także podziękować za komentarze pod poprzednim rozdziałem – naprawdę doceniam, że podzieliliście się ze mną swoimi przeżyciami, spostrzeżeniami. Jezu, to brzmi jak na spotkaniu AA. 
W zeszłej notce narzekałam (i nadal nie przestałam), więc teraz chciałabym zapytać was jak się macie? Jak spędzacie albo zamierzacie spędzić wakacje. Ja ostatnimi czasy jestem w nieco lepszej formie :) (ale tylko nieco). Jestem na wsi, u mojej babci, z siostrami. Dzisiaj zaliczyłam pierwsze w tym roku poparzenie słoneczne – koszenie trawnika w samo południe? Niezbyt mądry pomysł. Liczyłam, że się trochę opalę, a nie spalę. Potem trochę leniuchowałam na kocyku (bo spieczone ramiona i plecy to za mało, prawda? Zaczynam poważnie wątpić w swoją inteligencję). I wszystko było dobrze póki się nie okazało, że nie jestem w stanie założyć nawet stanika, bo uraża mnie niemiłosiernie. Także połowę popołudnia przełaziłam w samej koszulce (wolność!!!), a potem przypomniałam sobie, że mam przecież stanik sportowy. Jezu, naprawdę, nie mam wam o czym opowiadać tylko o tym. Pffff! Muszę z kimś pogadać, bo zaczynam świrować A później postanowiłam popracować nieco nad moimi udami – skończyłam z nogami zrobionymi z galarety. Kondycja  – leży, trzeba wziąć się za siebie. Tak, a propos, ostatnio znalazłam pewnego bloga : anonimove.com. Muszę przyznać, że chłopak piszę fajnie, porusza wiele tematów. Lubię go za szczerość, poczucie humoru i odwagę do głoszenia swoich przekonań, swojego zdania – czegoś, czego ja jeszcze się nie nauczyłam. W wolnej chwili, odwiedźcie, naprawdę polecam. To, co ja mogę od siebie powiedzieć – rozjaśnił mi kilka spraw, dał do myślenia, ale także rozbawił. Na przykład, to, żeby nie marnować życia (tak, cały czas się to przewija, cały czas to słyszymy, ale chyba brutalna prawda napisana tak dosadnie jest mi potrzebna), ja chciałabym tańczyć, wiem, nic oryginalnego, ale taki jest fakt. Co mnie przed tym powstrzymywało? Dwie rzeczy. Pierwsza, pieniądze - wiadomo, zajęcia kosztują, a z kasą jest trudno. Ale dałoby radę coś wykombinować, nie jest to nierealne. Drugi problem jest gorszy - mianowicie, wiecie już, że moje poczucie wartości leży poniżej poziomu wody, a, że jestem trochę bardziej okrąglejsza niż standard przewiduje, mam z tego powodu kompleksy i nie czuję się w swojej skórze komfortowo - zawsze mam wrażenie, że jestem z tego powodu wyśmiewana i obmawiana za plecami, a także, że w pewnym sensie mi się to nie należy  (tak, wiem, popierdzielona psychika). Ale teraz tak sobie myślę, co mnie obchodzi zdanie innych? Co z tego, że może i będą mnie obgadywać? Ludzie są ludźmi, a czasami parapetami, nic na to nie poradzimy. Uwielbiają kopać leżących, narzekać i zazdrościć (nie myślcie sobie, że ja jestem inna; też czasami coś mi odpierdziela i tak się zachowuję). ALE CO MNIE TO OBCHODZI?  Ja będę robić swoje, a to co osiągnę, to moje. 
Dobra, gadam, gadam, a potem się okaże, że kompleksy i złośliwi ludzie zwyciężą i gó*no zrobię. Czy ktoś na sali może mnie kopnąć? Dziękuję.
 Obejrzałam też Whiplash, trochę ze względu na opinię znalezioną właśnie tam – i jedyne co mogę zrobić, to polecić wam go. Naprawdę, uważam, że jest niesamowity . Nie przepadam co prawda za odtwórcą głównej roli, ale w tym przypadku jest to chyba najmniej istotne. To chyba wszystko na dzisiaj jeżeli chodzi o luźne myśli. Rozdział pisało mi się źle – to też jeden z powodów dla których nie pojawił się na czas. Mało akcji, i mam wrażenie, że jest taki nijaki. A, i poprawiłam trochę pierwszy rozdział, więc zapraszam do jego ponownego przeczytania :) To tyle na dziś. Wasza Odi.

2 komentarze:

  1. Ten rozdział był energiczny i ciekawy.
    Fajnie, że Dee mogła wyśnić swój pokój.
    To tak jakby spełniać marzenia - mój wymarzony pokój :)
    Też bym tak chciała.
    Wyobrazić sobie coś, a to się staje.
    Ładnie sobie urządziła pokój, podoba mi się ;)
    Intryguje mnie co się dzieje za murem.
    Co takiego skrywa tamta strona, że przerażę Carę.
    Coraz bardziej rozbudowujesz to opowiadanie, przez co wciąga jeszcze mocniej.
    Ta burza była dziwna. Tak to opisałaś, że czuło się to przerażenie i emocje panujące w danej chwili. I to było fajne, bo to tak jakbym przeniosła się do tego świata. Czyżby to Bea stworzyła coś tak strasznego czy może ta burza miała coś wspólnego z tą tajemniczą częścią za murem...
    Ciekawe jest to, że po tej burzy nie było śladu, ale z drugiej strony to przecież Kraina Snów, więc nie było problemu by wszelkie szkody naprawić nim nastąpił dzień.
    Rośliny przy murze zasychają - to nie pasuje do tej rzeczywistości. "Coś jest nie tak" - jak to napisałaś na końcu rozdziału. Tylko co?
    Zderzenie z Grimmem dość niespodziewane. On się zachowuje dziwnie, taka mieszanka emocji i uczuć. Póki co, co do niego mam mieszane odczucia. Zobaczymy jak to będzie w dalszej akcji.

    Oj nie zawiodłaś. Każdy ma prawo do gorszych chwil. Przecież wiecznie kolorowo nie będzie, tak samo jak wiecznie nie będzie źle. Czasem nie mamy siły na nic, poddajemy się. I to jest błąd. Trzeba walczyć ze swoimi słabościami. Trzeba walczyć ze sobą. Jeżeli nam się to uda, to będziemy dwa razy silniejsi.
    Ano nie możemy marnować życia. Powinniśmy korzystać z każdego dnia, bo nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi nasz koniec, kiedy coś się wydarzy. Czasem może być za późno, tylko dlatego, że wcześniej nie mieliśmy odwagi czegoś zrobić, albo nam się nie chciało. Czasem trzeba zrobić coś na przekór sobie. Mi na przykład nie chce się wstawać z łóżka, kompletnie nie mam sił, bo jak pomyślę że i tak nie mam co robić, no to po co wstawać jak tak fajnie się leży. Ale jednak się motywuję i wstaję, robię coś ze sobą. Może nie jest to zbyt energiczne, ale zawsze coś :D To był taki żartobliwy przykład, bo nie można wiecznie poważnym. Czasem warto się powygłupia i spojrzeć na życie z trochę innej strony.
    Prawda jest taka moja kochana, że się nisko oceniasz, a zupełnie niepotrzebnie. Bo jesteś fajna, ładna dziewczyna, która mogłaby wiele, tylko w siebie średnio wierzy. Chcesz kopa? Oj ja Ci już zasadzę takiego kopa, że się w końcu weźmiesz w garść. I wyciągnę Cię z tego domu, choćbym miała po Ciebie przyjechać osobiście :D
    I dobrze gadasz, rób co swoje, skup się na sobie i nie patrz co inni powiedzą. Ważne, żebyś to Ty była szczęśliwa. A inni niech Ci nie dyktują jak masz żyć, bo nikt za Ciebie nie umrze.

    Nio dobra, bo znowu się rozpisałam.
    Ale długo mnie tu nie było, więc musiałam :P
    Kochana Odi, życzę Ci duuużo weny i wzięcia się w garść, bo wiem że potrafisz ;)
    Buziaki, Twoja Maarit <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział na pewno był kreatywny, poza tym , ze nie wiem o co do cholery chodzi Grimmowi (o ile tak się to pisze) najpierw mily , potem wredny potem znowu mily i tak w kolko , a teraz po przeczytaniu całego twojego bloga w jeden dzień (tak bardzo nie miałam dzisiaj co robić) czekam na ciąg dalszy i aż w końcu ona obudzi się z tej krainy i okaże się co dalej po tym wypadku.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
    Milo jeżeli ktoś z takim talentem oceniłby mojego bloga i napisał jak bardzo jest do dupy, lub co powinnam zmienic.

    opowiadania znad przy rodzinę.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń